Łukasz nie mógł wziąć wolnego, więc wyszedł kolejny wypad solo. Cel – Szczyrk i zdobycie szczytu Skrzyczne. Jest to najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, choć ma raptem 1257 m n.p.m. Idealne wyzwanie na początek, w ramach sprawdzenia możliwości wydolnościowych:)
Grafik niestety wypadł wymagający, bo mogłem wyjechać dopiero późnym popołudniem. Na noc chciałem dojechać jak najdalej, przenocować, z rana dotrzeć szybko do Szczyrku i ruszyć w góry. Po południu powrót. Generalnie jak zazwyczaj, wszystko na spinie. Nie byłby to wielki problem, gdyby nie burzowo-deszczowe prognozy praktycznie na całą Polskę. Wybierając miejsce i przeglądając lokalne prognozy wyszło mi, że akurat Beskid Śląski za dnia będzie bez deszczu. Liczyłem, że tym razem wyjątkowo prognozy się sprawdzą.
Dzień 1 : Szudziałowo - Katowice
Powrót z pracy, obiadek, szybkie pakowanko, kufry na pokład i jazda. Na Podlasiu pogoda była idealna. Do Białegostoku jak zawsze malowniczo, później niestety trasa banalna i nudna jak flaki z olejem – S8 przez Warszawę do Łodzi, a następnie A1 do Katowic.
Od Warszawy pojawiły się chmury i zaczęło kropić. Zatankowałem i przebrałem się w deszczowe ciuszki. Po jakimś czasie zrobiło się ciemno i jechało się mega ciężko. Ciemno (po ostatnim wymienianiu zegarów reflektor miałem ustawiony za wysoko), deszcz i do tego budowa A1, cały czas roboty drogowe, zwężenie jezdni uniemożliwiało wyprzedzanie. Jechałem w sznureczku tirów – 60-80km/h.
Do Katowic dojechałem ok. północy. Godzinę wcześniej na booking.com zarezerwowałem sobie pokój. Hostel w samym centrum miasta, domofon się nie odzywa. Dzwonie do gościa i okazuje się, że przyjmowanie klientów po 23 jest niemożliwe, bo nie ma nikogo na miejscu. No to pięknie. Znalazłem inny hostel. Po drodze telefon zaczął mi szwankować, przez deszcz nie działał ekran dotykowy. Zatrzymałem się, żeby to ogarnąć i w nerwach zsiadając z motocykla źle otworzyłem stopkę:) Wywrotka na szczęście nie miała żadnych technicznych konsekwencji.
Dotarłem do hostelu. Mój pokój (jedyny wolny) to mikroskopijna klitka. Po przyniesieniu dwóch kufrów ledwo można było się ruszyć. Ale było łóżko 🙂 i tego przede wszystkim potrzebowałem. Zdjąłem ciuchy, mielonka na kolacje i spać.
Dzień 2 : Katowice - Szczyrk - Szudziałowo
Ku mojej wielkiej radości rano za oknem ładna pogoda. Co prawda po niebie pałętały się co jakiś czas nieprzyjemne chmurki, ale nie padało. Jedynym dyskomfortem były mokre od wczoraj buty, ale tylko na chwilę 🙂
Śniadanie zjadłem na stacji i ruszyłem do Szczyrku. Przyjemna trasa, w godzinkę byłem na miejscu. Szczyrk to małe miasteczko składające się właściwie z jednej głównej ulicy. Zaparkowałem w centralnym miejscu, na przeciwko straganów z pamiątkami. Przebrałem się w wędrowne ciuszki i ruszyłem na Skrzyczne. Wziąłem przeciwdeszczową kurtkę, bo niebo co chwila straszyło ciemnymi chmurami. Cała trasa zajęła ok 2 godzin. Zwykła droga później przechodzi w ścieżkę aż w końcu wchodzi się na typowy szlak przez las. Od czasu do czasu zdarzają się bardziej strome fragmenty, ale bez tragedii. Idealne podejście na pierwsze górskie wyzwanie w tym sezonie.W wyższych partiach nieopodal szlaku ciągnie się kolejka linowa. Na szczycie znajduje się domek-restauracja z dużym tarasem z drewnianymi ławami. Zjadłem bigos i pierogi z bryndzą zapijając kawką:) Przy jednym ze stołów siedział góral ze skrzypeczkami i magiczną czapką. Jak ktoś wrzucił pieniążek góral serdecznie dziękując zaczynał grać i śpiewać. Super atmosfera. Posiedziałem jeszcze trochę ciesząc oko pięknymi widokami. Zaczęło robić się zimno, a poza tym czas naglił, więc ruszyłem w drogę powrotną.
Wracało się zdecydowanie sympatyczniej 🙂 Pogoda nadal była dobra, nie padało, ale jak to w górach – raz wiało i zimno, raz gorąco. Zwłaszcza, że sporo jest odcinków przełęczy bez ochrony drzew. 1,5h i byłem z powrotem przy motocyklu. Chwilę odsapnąłem, przebrałem się i musiałem lecieć, żeby do końca dnia dojechać do domu. Generalnie podróż była udana, tylko raz przeszła większa chmura z deszczem. Niestety, ze względu na czas trasy nie modyfikowałem, więc znowu trzeba było lecieć szybko i monotonnie. Dojechałem ok 23:30 🙂 Zimno było tylko na końcówce, jadąc przez podlaskie lasy.